21 stycznia 2017

Życie chwilą?

 Kurcze, znowu mnie tu tyle nie było... ostatnio dużo się u mnie dzieje, kolejne studia (matko, co ja sobie myślałam?!), szkoła, przeprowadzka, siłownia - jakoś tak to życie zbyt szybko mija. Staram się zorganizować sobie każdą wolną chwilę, przez co czasem zapominam coś tu napisać - przez prawie pół roku. Nie chcę obiecywać systematyczności, bo moje plany lubią się czasem psuć (czego nie znoszę), ale w sumie? Chyba warto spróbować kolejny raz? Pisanie na blogu mnie odpręża, czytanie komentarzy daje pozytywnego kopa - chyba o to w tym wszystkim chodzi! O czym dzisiaj sobie "porozmawiamy" (w sumie to ja będę prowadzić monolog...)?

 Nie do końca wierzę w życie chwilą. Wiecie, tą cała ideę wolności i beztroski. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie egzystowanie bez jakiegoś konkretnego celu. Owszem, spontaniczne decyzje są fajne i dostarczają niezapomnianych wrażeń, ale czy można tak bez przerwy? Czy można żyć bez poczucia obowiązku wobec czegoś/kogoś? Według mnie odcięcie się od tego, to pójście na łatwiznę. Postawa w stylu: nic mnie nie interesuje, niczego nie muszę, robię co chcę. W ten sposób człowiek poniekąd doprowadza się do stanu letargu. Umieszcza się w centrum. Tak, jesteśmy dla siebie najważniejsi, ale czy przypadkiem wspólne przeżywanie chwil z kimś bliskim nie jest lepsze? Nie zostaje w pamięci na dłużej? Ponoć bardziej cieszą nas sukcesy, które możemy świętować z ukochaną osobą. Czy pierwszym odruchem po zdanym egzaminie/dostaniu pracy/itd. nie jest wyciągnięcie telefonu i zadzwonienie z dobrą informacją do rodziców, męża/żony, przyjaciółki? 

 Lubię sobie planować. Wiedzieć jak zrealizować dzień, aby wyciągnąć z niego jak najwięcej. Ktoś mógłby rzec, że to nuda, wszystko jak w zegarku, zero zaskoczenia. No cóż, życie nie zawsze strzela fajerwerkami na lewo i prawo, dlatego wolę robić to, co lubię, a nie siedzieć bezczynnie przed komputerem, przeglądając durne stronki i narzekając: "w sumie bym coś porobił"... ale nie, przecież on żyje chwilą, jest tak bardzo niezależny i szczęśliwy! No super, w takim razie ja raczej podziękuję, chyba bym się zanudziła, a dodatkowo była zła, że zmarnowałam tyle czasu. Dziwnie zabrzmi, ale odpoczynek warto sobie zaplanować - u mnie to zazwyczaj wyjście na miasto lub oglądanie zaległych seriali w domu, czytanie książki. O wiele łatwiej wykonuje się wszystkie obowiązki i zaplanowane zadania z myślą, że niedługo czeka nas coś miłego (dziś właśnie jest mój day off i wybywam na randkę - kino i kolacja... tak, najłatwiej mnie przekupić jedzeniem). 

 Młodość rządzi się swoimi prawami. Dopiero z wiekiem przychodzi chęć stabilizacji, poczucia bezpieczeństwa, pewnego rodzaju stałości. Zaczyna się doceniać niektóre wartości, chwile. Dla kontrastu warto dodać, że nie należy przesadzać z monotonią. Czasem trzeba wnieść coś szalonego do swojego życia - spakować walizki i pojechać na weekend do Paryża. Starać się korzystać z życia i wszelkich jego dobroci, możliwości. Zabrzmiało trochę jak rozdwojenie jaźni? Możliwe, przecież nie istnieje jedyna recepta na szczęście? We wszystkim trzeba odnaleźć złoty środek, nie popadać w skrajności, bo raczej nic dobrego nam to nie przyniesie. Lubię swoje obecne życie, stabilizację, ale także i nutę spontaniczności. Uważam, że ważne jest zachowanie równowagi. 

 Czy motto carpe diem sprawdza się w każdej sytuacji? Czy naprawdę można żyć z dnia na dzień? Czy bez poczucia stabilności człowiek jest w stanie funkcjonować? Niezwykle trudne jest odpowiedzenie na te pytania jednoznacznie. Nie ma jednego prawidłowego trybu - ktoś będzie czuł się dobrze podróżując autostopem, nie mając pojęcia, gdzie jutro wyląduje... zaś druga osoba będzie się spełniać w stałej pracy, po której wróci do domu, rodziny. Co jest łatwiejsze? Co jest lepsze? Na dłuższą metę chyba każdy sam się przekona. Choć jak już pisałam wcześniej, dla mnie takie totalne "życie chwilą" raczej się nie sprawdzi... czasem lubię swoje przyzwyczajenia i powtarzające się rytuały. Jednak mając szaloną propozycję, zapewne bym nie pogardziła. Kobieta. Typowa. W dodatku zmienna, Armagedon!

11 komentarzy:

  1. Ciekawe przemyślenia...
    Ja hasło - Życie chwilą- interpretuję nieco inaczej. To świadomość, skupienie się na chwili, która trwa; angażowanie się w to, czym się aktualnie zajmuję. Teraz odwiedziłam Twój blog, przeczytałam co napisałaś i właśnie piszę komentarz. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ja też jakoś dotąd w ten sposób to interpretowałam i lubię takie podejście, ale rzeczywiśccie ten zwrot po polsku może mieć dwojakie znaczenie. Pozdrawiam 😃

      Usuń
  2. Carpien diem to hasło, które uwielbiam na wakacjach. Poznawać nieznane miejsce, zrobić coś ciekawego, może szalonego. W Życiu codziennym jednak podobnie jak Ty wolę mnie wszystko przynajmniej częściowo zaplanowane:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie ważne jest tu i teraz ale raczej dotyczy to poczucia bezpieczeństwa mojego i bliskich mi osób. A dalekich planów raczej nie robię choć raczej wolę wiedzieć co mnie w życiu jutro spotka więc raczej przewiduję moje postępowanie. Chociaż radosnymi niespodziankami nie pogardzę :-). Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Carpe diem nie kłóci się dla mnie z brakiem stabilności, bezpieczeństwa. To raczej celebrowanie w życiu chwil, cieszenie się nimi, zatrzymanie na chwile w pędzącym dniu...
    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawy wpis, pobudza do przemyśleń :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super napisane! Muszę częściej zaglądać na Twojego bloga

    OdpowiedzUsuń

  7. Wpis zawiera bardzo ciekawe informacje

    OdpowiedzUsuń

Skomentuj, a jeżeli ci się podoba mój blog - dodaj go do obserwowanych. Będę niezmiernie szczęśliwa.

P.S - MÓJ BLOG TO NIE SŁUP OGŁOSZENIOWY!