11 listopada 2011

Czarny łabędź.

 
 Wszyscy zachwycali się tym filmem. Opowiadali, jaki "wspaniały, świetny i piękny" jest. W końcu jego pierwszoplanowa bohaterka otrzymała za rolę Oscara, co jest nie lada zaszczytem. Ponadto Natalie Portman została wyróżniona Złotym Globem oraz nagrodą BAFTA. Wiele tego, prawda? Tylko dlaczego film nie zdobył tylu laurów, tylko "skromne" nominacje? Oto jest pytanie.

 Z wielką chęcią przystąpiłam do oglądania tej produkcji. Fabuła wydawała się ciekawa, zwiastun również zachęcał. Po kilkunastu minutach mój entuzjazm zaczął znikać, a w jego miejsce wstąpiła mała frustracja. Niektóre momenty zanudzały widza, nie zawierały niczego ciekawego, miałam ochotę wyłączyć film i iść uprzykrzać innym życie. Jednak wytrwałam do końca, przyznam szczerze - opłacało się. Warto najpierw opisać całą historię, która ma swoje "dobre momenty".

 Nina należy do jednego z najlepszych zespołów baletowych w Nowym Jorku. Posiada idealną technikę, perfekcyjnie panuje nad swoim ciałem. Jedyną jej wadą jest fakt, że nie potrafi wyrażać złych emocji (gniewu, buntu). Gdy główna gwiazda Beth odchodzi, a reżyser zapowiada wystawienie przedstawienia "Jezioro łabędzie" w innym świetle, zaczyna się wyścig o główną rolę. Każda marzy o tym, aby zagrać Odett, królową łabędzi. Postać ta do łatwych nie należy, gdyż łączy w sobie dwa przeciwne charaktery, przez co dziewczyna, która dostąpi tego zaszczytu, będzie zmuszona pokazać swoje dwa oblicza. Słodka jak miód Nina oczywiście ubiega się o tę rolę, po trudnych przejściach dostaje ją. Mimo to ma problem z rzetelnym odegraniem mrocznego Czarnego Łabędzia. Nie potrafi wydobyć z siebie złości, odkryć drugiej strony. Czas nagli, premiera tuż-tuż, czy jej się uda?

 Postać Niny należy do "tych dziwnych i niezrozumiałych". Mimo iż jest dorosłą kobietą, mieszka ze swoją matką (niespełnioną baletnicą, która narzuca córce rygor - ćwiartka grejpfruta to dopiero uczta!), a jej pokój bardziej pasowałby do milusiej piętnastolatki. Cechuje się niewinnością i powściągliwością. Nigdy nie pozwala sobie na chwilę zapomnienia. Wszystko się jednak zmienia. Powoli, stopniowo, przez co oglądający jest coraz bardziej zainteresowany. Ważną rolę w tej metamorfozie odegrała Lily (Mila Kunis), choć nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Początkowa grzeczna Nina zmienia się w osobę nie do poznania. Czy to pomoże jej w odegraniu roli Czarnego Łabędzia?

 Według mnie najciekawszym fragmentem filmu jest dzień premiery jak i sam występ, który swoją drogą jest piękny i po prostu idealny (tak, wiem, że Portman miała dublerkę... Ale jak w ROK miała nauczyć się baletu?), stroje są fantastyczne. Z przyjemnością się oglądało. Całość przeplatała się z scenami zza kulis podczas przerw, które odegrały chyba najważniejszą rolę w tej produkcji. Widz musiał być naprawdę skupiony, aby wiedzieć co jest rzeczywistością, a co wymysłem.

 Po obejrzeniu tego filmu, trudno jest zebrać myśli. Według mnie zakończenie jest otwarte, każdy może zinterpretować je na swój sposób. Pomimo początkowej nudy, końcówka wciska w fotel (nie przez efekty specjalne czy latające kończyny z masą krwi) i stan ten towarzyszy nam jeszcze długo po pojawieniu się napisów. Ponadto nie masz pewności, czy obejrzenie tej produkcji wydarzyło się naprawdę, czy było tylko iluzją.

Ocena: 9/10

21 komentarzy:

  1. Nie mam osttanio chęci na oglądanie filmów, ale pomimo tego sięgnę po ten film :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi OGÓLNIE TEN FILM SIĘ PODOBAŁ ! :d

    Miaa :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja nawet nie miałam pojęcia o istnieniu tego filmu ;o


    Zapraszam częściej, będzie mi przemiło! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Już dawno chciałam obejrzeć ten film .. ale o nim zapomniałam, czas sobie przypomnieć :P

    OdpowiedzUsuń
  5. coś na kształt zgodzenia się z twoim opisem zrodziło mi się właśnie w głowie.
    Oglądałam i podobało mi się. naprawdę, naprawdę. no i uwielbiam "Jezioro Łabędzie"

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się z Twoją opinią w stu procentach, na początku byłam odrobinę znudzona, ale po zakończeniu seansu siedziałam przed laptopem, wpatrując się tępo przed siebie i odtwarzając w myślach film od początku, by zrozumieć jego sens i przekaz. Czarny Łabędź jest zdecydowanie jednym z moich ulubionych produkcji filmowych.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie film się podobał, nie żałuje, że zapłaciłam za bilet do kina. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Po usłyszeniu opisu filmu, jakoś zniechęciłam się do niego ;/ Nie w moim guście

    OdpowiedzUsuń
  9. Widziałam film w kinie, trochę nie świadoma, że idę na film z gatunku triller. Ledwo podniosłam się z fotela i ja, i moja towarzyszka: byłyśmy trochę w szoku, trochę wystraszone. "Czarny łabędź" dał dużo do myślenia. A ostatnie zdanie z Twojej reneczji... no po prostu strzał w dziesiątkę!

    OdpowiedzUsuń
  10. Niestety udało mi się obejrzeć tylko 40 minut tego filmu, ale i tak początek bardo mi się spodobał. Bardzo podziwiam grę aktorką Portman. Doskonale oddała emocje, ten stres przed występem, strach o rolę. Niedługo postaram się do końca obejrzeć tę produkcję.

    OdpowiedzUsuń
  11. balet jest piękny <3 Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeszcze nie widziałam tego filmu ale jeśli Twoja ocena jest 9/10 to może się skusze:P
    Teraz w pierwszej kolejności są "Woda dla słoni" i "Pożyczony narzeczony" :)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Widziałam, film jak dla mnie cudowny. Momentami trudny do zrozumienia, faktycznie po zakończeniu ciężko zebrać myśli (myślałam, że tylko ja miałam takie dziwne odczucia), ale ani tak mi się podobał.

    OdpowiedzUsuń
  14. Masz rację, mam tylko na dzieję, że święta zbyt szybko nie przelecą, bo mimo, że ich nie lubię, mam duże plany co do nich. Martwi mnie też to, że będzie dużo jedzenia, bo muszę sporo schudnąć do lutego :<

    Dobry pomysł z tą koszulką !

    OdpowiedzUsuń
  15. that movie was one big anxiety attack! But a well done one...

    OdpowiedzUsuń
  16. Faktycznie, początek był dość nudny, ale potem napięcie utrzymywało się na stałym, wysokim poziomie. Obserwacja metamorfozy Niny i tego, jak popada w szaleństwo - wciągające. Oscar dla Natalie Portman jak najbardziej - według mnie - zasłużony. Tylko ten chaos w głowie męczący.

    OdpowiedzUsuń
  17. widziałam! i zupełnie nie polecałabym go nikomu na jesienne popołudnia, a to ze względu na to, że naprawdę jest dołujący.

    cały czas zastanawiam się, jak Arnofsky to robi. zawsze można jakoś zdefiniować pracę reżysera, wydzielić środki przekazu, a u niego... no właśnie, niesamowity nastrój.
    film świetny.

    OdpowiedzUsuń
  18. Uwielbiam wszystkie filmy Aronofsky'ego (tak to się pisze?), a ten wyjątkowo!

    OdpowiedzUsuń
  19. Oglądałam niedługo po premierze. Cóż, momentami miałam ciarki.
    Przemyślenia podobne do Twoich, aczkolwiek muszę dodać jedną rzecz - podejrzewałam takie zakończenie, być może wynikało to ze skojarzeniem z "Fight club".

    OdpowiedzUsuń
  20. Oglądałam ostatni, popieram Twoją opinię, mnie co prawda początek nie nudził, to był taki zabieg wprowadzający napięcie i dlatego punkt kulminacyjny był taki udany. Jestem jak Ty pod wrażeniem tańca i muzyki. Wszystko składa się na genialny choć trudny obraz. I tu jak mówisz można wszystko dość różnie interpretować. Gdzieś czytałam, że Nina miała schizofrenię, co miało wyjaśniać jej zachowanie. Sama wyciągam z tego filmu naukę, o tym, że nie możemy ukrywać swoich emocji i udawać kogoś kim nie jesteśmy. Dążenie do ideału jest zgubne. A sam ideał nie istnieje. U mnie na blogu notka również o łabędziu ;)

    OdpowiedzUsuń

Skomentuj, a jeżeli ci się podoba mój blog - dodaj go do obserwowanych. Będę niezmiernie szczęśliwa.

P.S - MÓJ BLOG TO NIE SŁUP OGŁOSZENIOWY!