1 grudnia 2012

Religia w szkołach?

 Uczniowie uczęszczają na takie lekcje jak: biologia, chemia, matematyka, język polski, historia, wiedza o społeczeństwie i wiele innych. Wśród tego kanonu znajduje się także religia. Nie jest ona obowiązkowa, uczniowie i rodzice zobowiązani są do wypisania zgody na uczęszczanie na owe zajęcia. Teoretycznie uczniowie, którzy takowej deklaracji nie złożyli, czyli nie wyrazili chęci uczęszczania na lekcję – powinni pojawiać się na etyce. W praktyce jest tak, że mają po prostu wolną godzinę.

 A jak wyglądają lekcje religii? Teoretycznie powinny poszerzać wiedzę uczniów na temat wiary, rozwiązywać wszelkie problemy czy też wskazywać właściwe ścieżki, które należy obierać w życiu. Wszystko pięknie, ładnie... ale według mnie już sama „nazwa” nie jest trafiona. Religia jako pojęcie jest dosyć obszerne [Religia – system wierzeń i praktyk, określający relację pomiędzy różnie pojmowaną sferą sacrum (świętością) i sferą boską, a określonym społeczeństwem, grupą lub jednostką]. Jako, że lekcje odbywają się w duchu szerzenia nauk katolickich, dlatego przedmiot powinien być określany jako „edukacja katolicka” (przykładowo). W takim razie, skoro dana lekcja nie jest skierowana do wszystkich (w społeczeństwie polskim występują persony różnych wyznań), czy powinna mieć ona miejsce w szkole? Być wliczana do średniej ocen? Nie lepszym rozwiązaniem byłoby, aby takie zajęcia odbywały się w salkach katechetycznych, gdzie uczęszczałyby osoby zainteresowane tematem, z własnej woli, a nie przymusu rodziców. Owszem, może i byłaby mniejsza frekwencja, ale czy liczy się ilość czy jakość? Czy nie lepszy jest jeden naprawdę wierzący niż stu, którzy katolikami są od święta?

 Poza tym, jak oceniać? Na jakiej podstawie wystawiać oceny? Sytuacja przedstawia się całkiem inaczej, gdy wymagana jest znajomość Pisma Świętego czy definicji przeróżnych pojęć (np. grzech ciężki, spowiedź itd.). Co jednak zrobić, gdy sprawa dotyczy wyrażania własnej opinii? Bądźmy szczerzy, nie wszyscy wierzący zgadzają się z narzuconym stanowiskiem Kościoła w każdej kwestii. Czy taka osoba ma być karana za własne poglądy? Przecież niezbywalnym prawem człowieka jest wolność słowa i myśli. Często byłam świadkiem sytuacji, gdy osoba z innym systemem wartości była poniekąd znieważana przez nauczyciela religii – otrzymywała gorsze oceny bez żadnego uzasadnienia, było to po prostu subiektywne odczucie katechety. Jak takie osoby mają dobrze czuć się na lekcjach religii? Czy mają recytować wyuczone regułki, pomimo, że nie do końca się z tym zgadzają? Jaki w tym sens? Drugą sprawa – czy osoba o innych poglądach powinna uczęszczać na takie zajęcia? Czy jest cel w edukowaniu osoby, która nie zgadza się z każdym aspektem doktryny katolickiej? Jednakże... czy istnieje jednostka, popierająca ją w 100%?

 Kolejną ciekawostką przy ocenianiu (szczególnie dzieci przygotowujących się do I Komunii Świętej) jest rola, jaką odgrywa ilość podpisów od księdza, które mają zilustrować na ilu mszach/nabożeństwach dany uczeń był. Przepraszam bardzo, ale do kościoła uczęszcza się z własnej potrzeby czy tylko po to, aby zdobyć podpis? Czy taka osoba później będzie uczęszczać do świątyni, czy też będzie zniechęcona, gdyż „za młodu” była do tego zmuszana? Czy znowu stawia się na ilość, a nie jakość? Może i jest to jakiś sposób, aby pozyskać więcej młodzieży na mszy, ale czy skuteczny? Na dłuższą metę z pewnością nie. W sumie chodząc do kościoła tylko dla podpisu, w trakcie mszy myślą o niebieskich migdałach, w ogóle nie interesując się tym, co dzieje się wokół nich, jakie jest Słowo Boże czy o czym ksiądz mówił podczas kazania.

 Osobiście uważam, że lekcje religii nie powinny odbywać się w szkole. Obecny system jej nauczania się nie sprawdza, podręczniki pozostawiają wiele do życzenia, pieniądze państwa nie są za dobrze wykorzystywane. Młodzież zazwyczaj zamiast rozwiać swoje wątpliwości, ma ich coraz więcej, buntuje się. Lepszym wyjściem byłyby zajęcia w salce katechetycznej dla naprawdę zainteresowanej grupy osób. Poznawanie swojej wiary powinno być przywilejem, a nie narzuconym obowiązkiem.

/temat by T.

13 komentarzy:

  1. Jestem na nie jeśli chodzi o religię w szkole. Stuprocentowo. Te lekcje na każdym szczeblu mojej edukacji przeradzały się w odrabianie zadań, godzinę na pogaduszki ze znajomymi i przygotowywanie się na inne lekcje. A oceny? No właśnie za podpisy na karcie spowiedzi. Albo za rysunki w zeszytach. Ma-ka-bra.
    Jedyny ksiądz, do którego chodziłam na religię z przyjemnością, nie poruszał aż tak wielu tematów religijnych (sic!) a raczej polityczne i egzystencjalne. Ogólnie bardzo angażował się w politykę i streszczał nam wszystkie gazety. Puszczał nam tez bardzo interesujące filmy, na trudne życiowe tematy (śmiertelnie chore dzieci, niechciane ciąże, alkoholizm w rodzinie, itd.). Te lekcje naprawdę były dobrze odbierane przez całą klasę, ksiądz cieszył się dużym szacunkiem. ALE lekcja religii w założeniu tez raczej nie ma tak wyglądać. To było coś w rodzaju lekcji wychowawczej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Religia powinna być w szkołach, ale bardziej jako etyka, albo taka, która uczy o różnych wyznaniach. Ja osobiście mam traume, ksiądz wyrzucał mnie z zajęć do dyrektorki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Poruszyłaś bardzo ciekawy temat, gdyż całkiem niedawno sama się nad tym zastanawiałam. Ja w sumie w tym roku do religii nic nie mam. Katechetka ((która nienawidzi określenia "katechetka)) stara się powiązać religię z filozofią i nauką, dosypując szczyptę humoru, przez co na lekcje udzielam z chęcią. Z niechęcią podchodzi do sprawdzianów, jednak, jak mówi, " z czegoś oceny wystawić musi". No właśnie, oceny. O ile do lekcji religii z właściwą osobą nic nie mam, o tyle oceny z tego przedmiotu są całkowicie bez sensu. Zgadzam się z Tobą - każdy ma przecież inne poglądy i może się z nimi nie zgadzać. Moim zdaniem religia polega nieco na własnych ocenach, poglądach. Więc ocenom z tego przedmiotu mówię stanowczo NIE.

    OdpowiedzUsuń
  4. Również uważam , ze lekcje religii w szkole powinny być odwołane. Albo chociaż prowadzone przez kogoś , kto jest zaangażowany w takie lekcje i może sprawić , ze będą czegoś warte. W mojej szkole religia polega na przeczytaniu kilku zdań w książce i przepisania tego do zeszytu. Nikt nie mówi tam o Bogu w głębszy sposób, nie daje to myślenia , uczniowie przez to coraz bardziej oddalają się od Boga , nie przywiązują do niego zbyt wielkiej uwagi. Dla mnie lekcje religii mogą nie istnieć , nie zrobiłoby to większej różnicy.

    OdpowiedzUsuń
  5. hm, wiesz. wg mnie powinna. i nie zrozum mnie zle ale u nas to jedyna lekcja gdzie mozna sie posmiac, odpoczac albo cos spisac. u nas nic nie robimy :D tylko i wylacznie po to mojej klasie jest potrzebna ..

    http://wskrzeszonaprzezsmierc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. osobiście nie chodzę na religię. po prostu moi poprzedni nauczyciele zniechęcili mnie do wiary, do chodzenia do kościoła. czułam się jakby to był mój obowiązek chodzić na lekcje religii i zamiast dowiedzieć się czegoś co by faktycznie skierowało mnie na moje ewentualne pytania na temat Boga, wiary to wychodziłam z sali z zażenowaniem i większym chaosem w głowie. Po tylu latach męczarni, uznałam, że dam sobie spokój z religią w LO i spróbuję sama dojść do pewnych wniosków.

    OdpowiedzUsuń
  7. dobry temat. jestem ochrzczona, byłam u komuni, bierzmowania. jednak strasznie irytuje mnie mieszanie się Kościoła we wszystko. Skoro w szkole nauczana jest religia, dlaczego nikt nie myśli o innych religiach i wyznaniach.?

    Sama w liceum zrezygnowałam z religii. Czytałam wiele o innych kulturach i wyznaniach i strasznie zmienił mi sie pogląd. Byłam gotowa nawet zmeinić wyznanie. Jednak zostałam przy tym, jednak nie uczęszczam na msze o ile nie muszę. Nie mam zamiaru dać sobą manipulować

    OdpowiedzUsuń
  8. Zgadzam się z tym co napisałaś.
    A słyszałaś, że biskupi chcą, aby religie wprowadzić jako przedmiot maturalny ???

    OdpowiedzUsuń
  9. Z tą religią co raz więcej problemów kiedy chodziłam do szkoły to na religie szło się żeby odpocząć i się odstresować tak zawsze mówił ksiądz, który mnie uczył. Zapraszam do mnie

    OdpowiedzUsuń
  10. zgadzam się z Tobą w 100 %
    Kiedy ja szłam do bierzmowania byłam w jedynym kościele w moim mieście gdzie nie ksiądz nie potrzebował naszych podpisów żeby nam to bierzmowanie udzielić, rozmawialiśmy o tym co nas interesuje, a nie tylko o tym co trzeba powiedzieć. Bardzo lubiłam te spotkania i w porównaniu do moich koleżanek nie narzekałam na to i tamto.
    W liceum na szczęście miałam bardzo tolerancyjną babeczkę i zazwyczaj pytała się nas na jakie tematy chcemy rozmawiać. Nikt do niczego nie był zmuszany. Takie podejście chyba jest najlepsze - traktuje się uczniów równych sobie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Wiele zależy od podejścia szkoły jak i prowadzącego. U mnie w liceum religia hm czy była obowiązkowa? ciężko powiedzieć. Ktoś, kto nie miał ochoty z różnych przyczyn na nią uczęszczać, po prostu nie musiał. A mieliśmy te zajęcia z Księdzem, który sprawiał, że bardzo chętnie się tam chodziło - to my rzucaliśmy temat, jaki chcemy poruszyć, kwestie które Nas dręczyły, o których chcieliśmy rozmawiać. I rozmawiał z Nami 'po ludzku' ale oczywiście z pozycji osoby duchownej.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodam jeszcze, że osoby innej wiary także chętnie uczęszczały na tą religię a właśnie ze względu na to, że z tym Księdzem można bardzo mądrze dyskutować, rozmawiać - nie krytykuje, a wyjaśnia i naprowadza.

      Usuń
  12. Ach ten kościół...
    Jedyne co im dobrze wychodzi to pranie mózgów młodych ludzi.
    'Organizacja', która szerzy miłość i tolerancję, a spróbuj tylko poddać się in-vitro, a już grożą Ci ekskomuniką. Ujawnij, że jesteś homoseksualistą, a od razu uznają za osobę chorą psychicznie.
    Udają, że są miłosierdzi w stosunku do ubogich i pokazują jacy to nie są szczodrzy, a ważniejsze dla nich jest to, aby papież miał najlepszych kucharzy, znakomitą ochronę i nienaganne warunki do życia.
    Większość ówczesnych 'wiernych' bardziej wierzy w kościół, niż samego Boga.

    OdpowiedzUsuń

Skomentuj, a jeżeli ci się podoba mój blog - dodaj go do obserwowanych. Będę niezmiernie szczęśliwa.

P.S - MÓJ BLOG TO NIE SŁUP OGŁOSZENIOWY!