W dniach 9-10 czerwca, na stadionie Legii Warszawa miało miejsce jedno z największych wydarzeń muzycznych w Polsce - Orange Warsaw Festival. Impreza promowana od dawna, stopniowo budowane napięcie, niektórzy artyści zostali ogłoszeni parę dni przez festiwalem... jednak warto było wydać pieniądze na bilet, nocleg, dojazd, aby przeżyć te wszystkie wspaniałe emocje. Wspomnienia pozostaną w mojej głowie do końca życia! Nie skupiałam się na robieniu zdjęć czy też nagrywaniu występów, chciałam się całkowicie "oddać muzyce". Widok miałam genialny, gdyż cały czas znajdowałam się w pierwszym rzędzie.
09.06.2012
Napis Warszawa Centralna ujrzałam przed godziną 7. Miasto powoli budziło się do życia, tak samo jak zapaleni kibice, którzy ostatnią noc spędzili na dworcu. Szybka przejażdżka autobusem do hotelu, aby zostawić swoje rzeczy i kierunek - Pepsi Arena! Czekanie na otwarcie bramek od godziny 9 było niczym w porównaniu z osobami, które okupywały wejścia od.... 1 w nocy! Jako, że "paskowanie" zaczynało się dopiero o 15, było mnóstwo czasu, aby odespać podróż pociągiem. Kamerzyści chodzili pomiędzy śpiącymi i ich nagrywali, co jest chyba średnio udanym pomysłem. Czy się nie mylę? O 13:30 ktoś wszczął fałszywy alarm, wszyscy poderwali się z miejsc. Gdy tylko zwolnili blokady (zabrzmiało jak w lotto), wszyscy się rzucili, jakby właśnie biegli na olimpiadzie. Całe szczęście, że musiałam "iść" do stoiska z karnetami (najmniejsza kolejka), następnie "ochroniarskie macanko" i po raz kolejny okupywanie wejść na stadion. Wpuszczanie osób miało nastąpić o 16. Przejść było bodajże pięć. Akurat tak się złożyło, że oczekiwałam przy pierwszym. Ludzie się pchali, dosłowny chaos! Wyobraźcie sobie co się działo, gdy wejście nr 2 ruszyło do boju o pierwszy rząd, a my dalej staliśmy. Cała hołota (nie potrafię inaczej określić) stratowała ochroniarzy i wbiegali po tych schodach lub trawniku. Następnie po trybunach i przez barierki (oj wielu poległo), gdyż do normalnego wejścia oczywiście za daleko. Na filmiku wygląda to strasznie, coś w stylu "Lustrzanka za 58zł w MM!". O 18 miał się rozpocząć pierwszy koncert.
Fisz Emade Tworzywo
Kompletnie nieznany mi zespół. Przez dwie pierwsze piosenki sądziłam, że może to być coś ciekawego... jednak bardzo się rozczarowałam. Wszystko robione na jedno kopyto, zero kontaktu z publicznością - po prostu nuda! Nie mam chyba nic więcej do dodania.
De La Soul
To był dopiero pozytywny występ! Mimo iż znałam tylko parę ich piosenek, świetnie się bawiłam. Potrafili nawiązać interakcję z publicznością, zachęcali do zabawy. Podobało mi się zdanie skierowane do fotoreporterów: ci ludzie przyszli się tu bawić. Odłóżcie swoje aparaty i ręce do góry! Sama prawda! Pomimo tego, iż tego dnia na festiwalu przebywały praktycznie same osoby, które lubią rock, każdy się wczuł i dał porwać temu bitowi. Chętnie wybrałabym się ponownie!
Garbage
Zespół, który miał dość długą przerwę w koncertowaniu czy nagrywaniu. Mimo to pozytywne zaskoczenie! Jak powiedziała wokalistka: We're Garbage, there's nothing else to say. Naprawdę zrobili ciekawe show, wokalistka wczuwała się w melodię, teksty - przez nią przemawiała muzyka! Dobre rockowe brzmienie, ekstrawagancki wygląd, który z pewnością przyciąga uwagę - plus festiwalu!
Linkin Park
Nie będę ukrywać - bilet zakupiłam głównie przez ten zespół.Wychowałam się na nim, jednym z marzeń było usłyszeć na żywo wykonanie ich największych hitów. Świetne było to, że publiczność śpiewała z nimi nie tylko refren, ale także zwrotki! Zagrali swoje największe przeboje, trochę nowych piosenek - każdy fan mógł znaleźć coś dla siebie. Chester i Mike zeszli do publiczności, "oddawali im" mikrofon. Dotknęłam ręki Mike'a (gdy się przebiegał wzdłuż barierek i przybijał piątkę). Miałam nawet w ręce kostkę Brad'a, ale szanowny pan mnie jej pozbawił. Znajdę Cię! Wrażenia jak najbardziej pozytywne, chłopaki dali z siebie wszystko. Chester - mimo iż te piosenki śpiewał już z tysiąc razy, na scenie nadal było widać emocje, gdyby wykonywał utwór po raz pierwszy, przeżywał wszystko na nowo. Takich artystów nam trzeba!
photos by Piotr H.
10.06.2012
Tym razem na spokojnie, na stadionie znalazłam się po 17. Mimo to i tak udało mi się znaleźć miejsce w pierwszym rzędzie, nie pozostało nic innego jak oczekiwać na pierwszy koncert. Pogoda wyglądała nie za ciekawie, a przecież parasoli nie można było wnosić! No cóż...
Clock Machine
Laureaci WOW Music Awards. Nie wiedziałam czego się spodziewać. Po ich koncercie stwierdziłam jednak - zasłużenie otrzymali ową nagrodę. Wokalista miał ciekawą barwę głosu, miło się słuchało. Gitarzysta tak szalał, że na koniec rzucił gitarą, a jak - moc musi być! Mimo iż podczas ich występu było mało osób (w stosunku do LP), część jeszcze uciekła przez deszcz - i tak daliśmy dowód, że jesteśmy najlepszą publicznością!
Power of Trinity
Zwycięzcy Grand Prix WOW Music Awards. Oj dali czadu. Pomimo tego, że padał deszcz, ludzie świetnie się bawili. Przekazali swoją pozytywną energię, rozgrzali przed kolejnymi występami. Żałuję bardzo, że takie zespoły nie są promowane w Polsce jak niektóre "piosenkarki", które zazwyczaj ograniczają się do jednego, prostego hitu. Zmieńmy to!
KAMP!
Głównie elektroniczna muzyka, która niestety do mnie nie trafia. Mało pamiętam z tego występu, nie sądzę, abym wybrała się ponownie. Jednak warto docenić wokal, naprawdę dobry!
Ms. Lauryn Hill
Niektórzy powinni ją kojarzyć z zespołu The Fugees. Genialna artystka, która ma w zwyczaju się spóźniać. Oczywiście wtedy nie mogło być inaczej, jednak czas czekania umilał DJ, który zapodawał remixy przeróżnych hitów, aby rozgrzać publiczność. Gdy Lauryn wyszła na scenę, tłum oszalał! Pierwszy dźwięk i ciarki! Co jakiś czas wskazywała na mikrofon lub odsłuch, coś jej nie pasowało. Zagrzewała swój zespół do wykrzesania z siebie większej energii, wszystko musiało być idealnie - perfekcjonistka w każdym calu! Poza tym zostać "wyróżnioną" przez chłopaka z jej chórku - kosmos!
The Prodigy
Następnie "gwiazda wieczoru". Ludzie zaczęli napierać (jednak nie może się to równać ze ściskiem panującym podczas LP!), moim żebrom nie przypadło do gustu spotkanie z barierkami. The Prodigy po prostu rozniosło scenę, ludzie szaleli, skakali, trzęśli głowami, istne szaleństwo! Fani z pewnością byli zadowoleni. Denerwowała mnie jedna dziewczyna, która nagrywała cały koncert stojąc na palcach i trzymając telefon obok mojej głowy (lub nad). Biorąc pod uwagę ścisk, było to naprawdę niekomfortowe. W trakcie złapałam wodę rzuconą przez Maxim'a (wokalista). Razem ze znajomą stałyśmy się posiadaczkami kostki Rob'a. Po prostu pięknie!
Niezapomniane wrażenia. Wyrzeczenia warte wszystkich emocji. Nigdy tego nie zapomnę. Nieważne, że w trakcie drugiego dnia cały czas padał deszcz, nikomu to nie przeszkadzało, wszyscy się świetnie bawili. Chętnie wybiorę się ponownie, jeżeli któryś z zespołów mnie zainteresuje. Ktoś chętny?
Dziękuję wszystkim fanom Linkin Park za solidarność i zgranie - każdy miał białe i niebieskie sticki, kartkę z napisem "Thank you" - a jeżeli nie, ktoś z pewnością mu użyczył, to się nazywa kultura! Wielkie brawa dla was!
kolejne doswiadczenie ktorego bardzo Ci zazdroszcze ;(
OdpowiedzUsuńswietnie! dzieki za wizyte u mnie, pozdrawiam cie, Tosia :)
OdpowiedzUsuńSuper opisane dni.
OdpowiedzUsuńTy się dobrze bawiłaś na koncercie , a ja na weselu i obie mamy niesamowite wspomnienia:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Oj,szykuje się mega wydarzenie!
OdpowiedzUsuńboże jak ja bym chciała jechać na owf :( :)
OdpowiedzUsuńfajnie opisane ;) uwielbiam takie imprezy.
OdpowiedzUsuńhmm... Znam tylko Linkin Park i The Prodigy z wyżej wymienionych, i zbytnio zresztą ich nie słucham, ale po opisie wnioskuję, że to była naprawdę pozytywna impreza :)
OdpowiedzUsuńzazdroszcze imprezy, ja się tak wybieram wybieram i nigdy wybrac nie mogę ;D
OdpowiedzUsuńzapraszam Cię na: http://madame-chocolate.blogspot.com/
Super koncert musiał być...
OdpowiedzUsuńNiestety zespoły nie dla mnie xD
OdpowiedzUsuńSłucham tylko Gagi :)
a na obóz naukowy, nad Biebrzę :)
OdpowiedzUsuńTo musiało być niezapomniane przeżycie, taka impreza... tylko pozazdrościć! :)
OdpowiedzUsuńhttp://www.facebook.com/pages/Too-High-High-Heels/190315361015967?ref=tn_tnmn
jeśli stopem jedzie się z kimś, to wcale to ryzykowne nie jest :)
OdpowiedzUsuńno i oczywiście jest to świetna zabawa, ale czasem denerwuje - jeśli nikt nie chce się zatrzymac przez dłuższy okres czasu.
chcę chcę chcę :) TAM !
OdpowiedzUsuńCiekawa relacja
OdpowiedzUsuńwiele ciekawych treści tutaj.
OdpowiedzUsuńwspaniały wpis!
OdpowiedzUsuń