18 listopada 2010

The Social Network.

 Gdy postanowiłam obejrzeć tą ekranizację, nie liczyłam na nic szczególnego. Z doświadczenia wiem, że filmy, które z pompą wpuszcza się do kin najczęściej okazują się totalną klapą! A tu proszę, produkcja naprawdę mi się spodobała. Nie wspomnę już o fakcie, że reżyserem był David Fichner, twórca takich dzieł jak: "Podziemny krąg" czy "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona". Wnioskując, The Social  Network musiał osiągnąć sukces.

 Biorąc pod uwagę fakt, że budżet filmu wynosił 50 000 000$, a dochody z biletów na całym świecie równają się 164 887 283$, produkcja musiała zrobić prawdziwą furorę! W samej Polsce zarobiono 1 227 777$! Dlaczego wszyscy tak tłumnie biegli do kin? No tak, dobra reklama to podstawa. Ale uwierzcie mi, nawet jakby największy gniot miał świetną promocję, a ludziom nie spodobałaby się np. fabuła, nie odniósłby takich dochodów. Więc na czym polega fenomen The Social Network?

 Czy ktoś jeszcze pamięta film "Slumdog. Milioner z ulicy"? Również wywołał wielką burzę w świecie filmowym, zgarnął wiele nagród. Było to coś nowego, niecodziennego. Chłopak ze slumsów zostaje milionerem. Według mnie podobnie jest w The Social Network. Z tą różnicą, że Mark do ubogich nie należy. W końcu studiuje na Harvardzie, a tam jednym z ważnych czynników (poza wiedzą) są pieniądze.

 Cały film zaczyna się od sytuacji w pubie. Poznajemy głównego bohatera, który rozmawia ze swoją dziewczyną. Pierwsze co mnie intryguje to postawa Marka, jego styl bycia i trochę... niecodzienne wypowiedzi. Erica zrywa z nim, mając dość jego maszynowego zachowania. W sumie zrobiłabym to samo, gdybym usłyszała:
- Wybacz Mark, muszę iść się uczyć.
- Przecież ty studiujesz na bostońskim.
Tym w sumie przelał czarę goryczy. W momencie rozpaczy, po pijaku bloguje (wyzywa i oczernia swoją ex) oraz zakłada nową stronę facemash, na której można oceniać studentki (wygrywa pani po lewej lub po prawej). Wszystko ładnie i pięknie, więc kto przejmowałby się, że zdjęcia są nielegalnie wrzucone na tą stronę? Po paru godzinach od utworzenia strony, sieć w Harvardzie pada. Sukces Zuckerberga. 

 Oprócz kłopotów, zyskuje także sławę i rozpoznawalność. Bracia Winklevoss  chcą nawiązać z nim współpracę, aby stworzyć nową stronę, która umożliwiałaby kontakty ludziom z Harvardu. Niby taki prestiż i elitarne grono, czyli to, co wszyscy najbardziej pragną. Mark zgadza się, lecz nie wywiązuje się ze swojego zadania. Cały czas zwodzi swoich współpracowników. W międzyczasie pracuje nad nową stroną - TheFacebook. Później nazwa zmienia się na "Facebook". Angażuje w projekt swojego przyjaciela Eduardo, który później będzie się z nim sądził o 600 milionów dolarów. Niezły kumpel.

 Nagle wszyscy mają bzika na punkcie facebook'a. Pojawia się nawet hasło "facebooknij mnie", co może świadczyć o powszechności tej strony. Nawet Christina robi wyrzuty Eduardowi, że mimo iż są razem, ma ustawiony status związku - "wolny". Wyobrażacie sobie jak ludzie byli/są uzależnieni od facebook'a? Kiedyś nawet w radiu usłyszałam, że jeżeli ktoś nie ma tam konta, to tak jakby nie istniał! Czyli mnie nie ma.
  
 Wracając do wątku filmu. Bardzo spodobał mi się motyw retrospekcji. Pokazane są ich dyskusje przy prawnikach, a jako część zeznać przedstawiony jest obraz z przeszłości. Jak dla mnie to świetne zagranie reżysera, zabawa czasem. Podobny zabieg jest chyba w "500 dni miłości", ale jak dla mnie ta produkcja to dno, muł i wodorosty. W międzyczasie podczas przesłuchań Mark potrafił uciszyć wszystkich mądrym i ironicznym tekstem. No jak dla mnie mistrzostwo! Czasem udawał, że go to wcale nie interesuje. 

 Zakończenie jest proste, ale również zaskakujące. Mark zaprasza swoją byłą dziewczynę do znajomych na facebooku. Czyżby liczył, że mu wybaczy? A przyjęcie go równałoby się z  wyciągnięciem ręki na pojednanie? Warto też powiedzieć o plakacie promującym film, na którym jest napisane: 24 lata. Geniusz. Zdrajca. Miliarder. Można powiedzieć, że jest to cały skrót filmu, który osobiście bardzo polecam. I wiecie co? Chyba biorę się za tworzenie jakieś strony.

Ocena: 10/10

1 komentarz:

  1. Świetna recenzja!

    Myślę, że chyba go sobie ściągnę.. tzn. obejrzę. Tak, obejrzę ^^. W sumie o takim wątku, nie było jeszcze filmu :). Więc jednak są jeszcze gdzieś na tym świecie dobrzy reżyserzy z dobrymi pomysłami na film :).

    OdpowiedzUsuń

Skomentuj, a jeżeli ci się podoba mój blog - dodaj go do obserwowanych. Będę niezmiernie szczęśliwa.

P.S - MÓJ BLOG TO NIE SŁUP OGŁOSZENIOWY!