Jako, że obecnie nie narzekam na brak wolnego czasu aż tak bardzo, wreszcie mogłam spokojnie usiąść wieczorem i obejrzeć film Mroczne Cienie, genialnego Tim'a Burton'a. Genialna obsada aktorska (Johnny Depp, Michelle Pfeiffer, Helena Bonham Carter) przyczyniła się do świetnego efektu końcowego. Produkcja zawiera w sobie elementy komedii, horroru oraz fantasy - jak dla mnie mieszkanka wybuchowa!
Po obejrzeniu trailera, nie wiedziałam do końca czego się spodziewać. Tajemnicą było dla mnie, w którą stronę pójdzie reżyser - czy będzie chciał postawić na komedię czy może horror. Po obejrzeniu stwierdzam, że wszystkiego jest po równo, dobrze wyważone i dopasowane do danej sytuacji. Fani czarnego humoru również będą zachwyceni. Bałam się, że owe połączenie może okazać się kiczem.. Jak dobrze, że moje obawy się nie sprawdziły.
Johnny Depp to aktor o wielu twarzach. Nie ogranicza się do jednego typu bohatera, jest "różnorodny", a co najważniejsze - barwny. Może i nie jestem fanką jego urody czy też innych kwestii, ale talentu nie można mu odmówić, za to wielki ukłon w jego stronę. Do tego Helena B. Carter w tym samym filmie - szaleństwo! Uwielbiam tą kobietę, zawsze gra dosyć ekstrawaganckie role, które idealnie do niej pasują. Nie dziwię się, że jest w związku z Tim'em.
Jak przedstawia się fabuła? W 1752 rodzina Collinsonów (w tym mały Barnabas) wyruszają z Liverpoolu do Ameryki, gdzie zakładają wioskę Collinsport. Ich przepiękna rezydencja zwie się Collinwood. Jako założyciele żyją w luksusie, interes przynosi zyski, mogłoby się wydawać, że wszystko zakończy się happy end'em. A gdzie tam! To dopiero początek. A więc ponad dwudziestoletni Barnabas ma słabość do... kobiet (jakie to dziwne, prawda?). W jego życiorysie przeplata się krótki epizodzik z Angelique... której łamie serce. Znajduje później wielką miłość - Josette. Angelique, nie mogąc przeboleć porażki, postanawia się zemścić. Jako, że jest czarownicą bez problemu rzuca urok na ukochaną Barnabasa, aby rzuciła się z klifu. Jego zaś zamienia w wampira, a następnie zakopuje w trumnie (z pomocą innych mieszkańców), ponoć na wieczność. Po dwustu latach "młodzieniec" powraca... I tu się dopiero zaczyna cała przygoda!
Decydując się obejrzeć dzieło Burtona, wiedziałam, że z pewnością będzie inny niż wszystkie produkcje, które obecnie raczą nas kinoplexy i inne - więc czy mogę określić to zaskoczeniem tudzież oryginalnością? Nie wiem, nie chcę w to jakoś specjalnie wnikać. Film poniekąd spełnił moje oczekiwania - był zabawny, a czasem dostarczał trochę grozy. Miła odmiana w stosunku do wszystkich amerykańskim komedii, które są robione na jedno kopyto. Polecam wszystkim, którzy lubią niecodzienne kino.
P.S. G., Nie jest to film o cieniach do powiek :)
Johnny Depp to aktor o wielu twarzach. Nie ogranicza się do jednego typu bohatera, jest "różnorodny", a co najważniejsze - barwny. Może i nie jestem fanką jego urody czy też innych kwestii, ale talentu nie można mu odmówić, za to wielki ukłon w jego stronę. Do tego Helena B. Carter w tym samym filmie - szaleństwo! Uwielbiam tą kobietę, zawsze gra dosyć ekstrawaganckie role, które idealnie do niej pasują. Nie dziwię się, że jest w związku z Tim'em.
Jak przedstawia się fabuła? W 1752 rodzina Collinsonów (w tym mały Barnabas) wyruszają z Liverpoolu do Ameryki, gdzie zakładają wioskę Collinsport. Ich przepiękna rezydencja zwie się Collinwood. Jako założyciele żyją w luksusie, interes przynosi zyski, mogłoby się wydawać, że wszystko zakończy się happy end'em. A gdzie tam! To dopiero początek. A więc ponad dwudziestoletni Barnabas ma słabość do... kobiet (jakie to dziwne, prawda?). W jego życiorysie przeplata się krótki epizodzik z Angelique... której łamie serce. Znajduje później wielką miłość - Josette. Angelique, nie mogąc przeboleć porażki, postanawia się zemścić. Jako, że jest czarownicą bez problemu rzuca urok na ukochaną Barnabasa, aby rzuciła się z klifu. Jego zaś zamienia w wampira, a następnie zakopuje w trumnie (z pomocą innych mieszkańców), ponoć na wieczność. Po dwustu latach "młodzieniec" powraca... I tu się dopiero zaczyna cała przygoda!
Decydując się obejrzeć dzieło Burtona, wiedziałam, że z pewnością będzie inny niż wszystkie produkcje, które obecnie raczą nas kinoplexy i inne - więc czy mogę określić to zaskoczeniem tudzież oryginalnością? Nie wiem, nie chcę w to jakoś specjalnie wnikać. Film poniekąd spełnił moje oczekiwania - był zabawny, a czasem dostarczał trochę grozy. Miła odmiana w stosunku do wszystkich amerykańskim komedii, które są robione na jedno kopyto. Polecam wszystkim, którzy lubią niecodzienne kino.
P.S. G., Nie jest to film o cieniach do powiek :)
Widziałam tydzień temu ! Pozytywnie mnie zaskoczył, taki "inny" film, a nie na jedno kopyto.
OdpowiedzUsuńCiekawe, od dawna mam zamiar obejrzeć! :)
OdpowiedzUsuńbylam na nim w kinie, ale raczej mnie zwiodl
OdpowiedzUsuńZaraz ściągnę i obejrzę ^^
OdpowiedzUsuńSzkoda, że z napisami. Nie lubię czytać i oglądać ;D
Tim Burton, Johnny Depp i Helena Bonham Carter - niezwyciężone trio ;).
OdpowiedzUsuńFilmu nie widziałam (jeszcze), dlatego że spotkałam się z wieloma krytycznymi opiniami, ale może jednak mimo wszystko sama się skuszę.
Nie oglądałam! Mam taki zastój w filmach że aż wstyd..
OdpowiedzUsuńDziękuje za polecenie.
OdpowiedzUsuńZ dużym entuzjazmem, skorzystam.
az chyba obejrzę!!!
OdpowiedzUsuńświetny blog! zapraszam do mnie :)
Nie oglądałamtego,ale nabrałam ochoty :)
OdpowiedzUsuńps. dziękuję :)
Dobry film, lubię Helenę.
OdpowiedzUsuńDepp zawsze spoko!
OdpowiedzUsuńBardzo kreatywnie opisany temat
OdpowiedzUsuń